Do Chengdu
poleciałem z dwoma przesiadkami - we Frankfurcie i Pekinie. W sumie 18 godzin
od wylotu do przylotu. Najpierw półtorej godzinki do Frankfurtu – nic przez
okno nie zobaczyłem, bo było ciągłe zachmurzenie. Leciałem pierwszy raz w życiu
LOT-em (poprzednio leciałem Lufthansą) i to co mnie zaskoczyło, to że komendy
załoga wydaje sobie po polsku (typu: „załoga przygotować się do lądowania”,
„potwierdzam, drzwi zamknięte”, itp.). W sumie nic dziwnego, w końcu polski samolot,
a ja dotychczas latałem irlandzkimi, węgierskimi, brytyjskimi albo niemieckimi.
Choć faktem, że w węgierskich wydawali sobie polecenia po angielsku a nie
węgiersku, ale WizzAir ma
międzynarodową załogę.
Na lotnisku we
Frankfurcie przywitała mnie reklama Chengdu z pandonautą w roli głownej. Jak
widać to podrzędne chińskie miasto (14 milionów
mieszkańców w aglomeracji) wcale takie podrzędne nie jest.Moja firma należy do tych 229, ale jak widać nie jest aż tak ważna, żeby znaleźć się na jego kombinezonie ;-P
W samolocie do
Pekinu pierwsze zdziwnienie – lecimy dużo bardziej na północ niż by się wydawało.
Nasze mapy w atlasach fałszują odległości w terenach, które są bardzo na
północ, więc się wydaje, że będziemy lecieć „po linii prostej” przez Czechy, Ukrainę, Kazachstan, a tymczasem
lecimy ponad Morzem Bałtyckim, Łotwą a potem Syberią nie zahaczając nawet o
Kazachstan.
Na początku brak
widoków z powodu chmur, tylko na chwilę wyzierają światła Rygi. W sumie nawet
chciałem iść spać od razu po starcie (2 rano czasu docelowego), ale mnie karmią
i świecą światło, tak że dopiero idę spać o 4. Za to przebudziłem się o 6:30 i
widząc pierwsze syberyjskie widoki za oknem postanowiłem trwać, przy okazji
dostosowując się do nowego czasu. Co dziwne, załoga samolotu miała inne
mniemanie o sposobach zwalczania jet-laga, bo zasłoniła wszystkie okna i do 9 rano
nikogo nie budziła. A jak uchyliłem okno troszkę, to zaraz śpiącemu za mną
Chińczykowi zaczęło to przeszkadzać, ale zatkałem szparę między naszymi siedzeniami poduszką i resztę okna
zasłoniłem swoją głową i już nikt mi nie przeszkadzał napawać się widokami Syberii za
oknem. Na zdjęciach po kolei:
Rzeka Ob:
Jakaś rzeka
przecinająca syberyjskie góry:
Mongolskie stepy:
Granica
mongolsko-chińska, wyrysowana niczym od linijki na piasku:
Jakiś ciekawy
obóz (wojskowy? więzienie?) po stronie chińskiej:
Typowa chińska
pogoda:
Samolot, który
właśnie wystartował z lotniska w Pekinie i przelatuje pod nami, gdy my robimy
koło aby podejść do lądowania. Koło robimy duże, bo przylecieliśmy za wcześnie
i musimy czekać na naszą kolej:
Wydawało się, że
Chiny to takie państwo policyjne, że mysz się nie prześlizgnie, a tu mój plecak
przewiozłem bez kontroli celnej :-) Jak to zrobiłem? W Krakowie jak nadawałem
bagaż, to powiedziano mi, że w Pekinie muszę go odebrać, przejść przez cło i nadać
jeszcze raz, na lot krajowy. Nawet przed lądowaniem w Pekinie powtórzono to
kilka razy w samolocie. Przychodzę w Pekinie na taśmę bagażową i czekam,
czekam, czekam, a mojego bagażu nie ma. Coraz bardziej się denerwuję, bo na
przesiadkę mam tylko 1,5 godziny, a już pół zmarnowałem stojąc przy taśmie
bagażowej. W końcu gdy zostało tylko kilka osób i żaden bagaż się już więcej
nie pojawiał, poszedłem do pani, która stała w informacji a ona mnie
poinformowała, że dla niektórych lotów lokalnych bagaż został przetransferowany
i ja w Chengdu odbiorę go w międzynarodowej hali przylotów i tam przejdę przez
cło. A w Pekinie przez cło mam przejść tylko z bagażem podręcznym. W sumie mnie
to nie zdziwiło, bo samolot z Pekinu do Chengdu leciał z Tokio (i miał w
Pekinie międzylądowanie), więc więcej osób będzie w Chengdu iść na kontrolę
paszportową i celną. Tymczasem w Chengdu stewardesa kieruje na międzynarodowe
przyloty tylko osoby z Tokio, a mi każe iść na krajowe (w sumie ktoś z Tokio
lecący z bagażem podręcznym mógłby ją olać i wmieszać się w tłum krajowców i
wejść do Chin bez kontroli paszportowej – ja przynajmniej w Pekinie miałem
sprawdzany paszport). Na krajowym terminalu mój bagaż wyjeżdża na taśmie, ale
ja praworządnie podszedłem się zapytać obsługi, czy ja nie mam gdzieś
specjalnie z nim iść na cło (w sensie, czy jakiś tajniak się nagle na mnie nie
rzuci i mnie nie aresztuje za wyjście przez krajowe przyloty). Przy okazji
wzbudziłem popłoch wśród obsługi, bo ich umiejętność angielskiego sprowadzała
się do pytania – czy masz swój bagaż? Nie masz – wypełnij druczek. Masz – to
nie rozumiemy, o co ci chodzi. Dopiero piąta zawołana osoba zrozumiała, o co
pytam :-) Powiedziała, że „no problem” i
że mogę swobodnie iść. Więc wyszedłem i jak widać, mogłem przewieźć w bagażu z
10 kilo papierosów i wódki ;-)
Na lotnisku
czekał na mnie kolega z czengduańskiego oddziału naszej firmy, tylko że czekał
nie przy tych przylotach co trzeba, bo tam lotnisko jest tak duże, że są dwa
wyjścia z hali przylotów. Najpierw próbowałem się do niego dodzwonić (ale jak
się później okazało, typowa chińska sieć komórkowa nie pozwala na zagraniczne
połączenia) a gdy się nie udało – ruszyłem go szukać po innych wyjściach, aż znalazłem
(stał biedaczek przez pół godziny z kartką z moim nazwiskiem przy innym
wyjściu). Poszliśmy wypłacić pieniądze z bankomatu, co zajęło nam dużo czasu,
bo lotnisko jest z dziesięć razy większe od krakowskiego, bankomaty są tylko na
dwóch końcach a te na pierwszym końcu, do którego dotarliśmy, były nieczynne
:-) A potem poszliśmy kupować chińską kartę SIM, która znalazła się znowu na
przeciwległym końcu :-) Aby kupić kartę SIM, musiałem się wylegitymować
paszportem a i tak się okazało, że mogę mieć tylko rozmowy krajowe. Za
międzynarodowe musiałbym zapłacić chyba z 400 juanów (220 zł). Tak więc
ewentualne rozmowy międzynarodowe tylko z pracy, a prywatnie to mogę SMS-a
wysłać :-) Ale za to nadal jestem dostępny pod polskim numerem, bo chińską
kartę SIM włożyłem do nowiutkiego smartfona – na urlopie doładuję sobie kartę i
będę mógł korzystać z map online.
A potem kolega
odwiózł mnie do hotelu, ale to już inna historia.
Więcej zdjęć na Picasie (jak ktoś używa Google+, to polecam się przenieść na Picasę, bo w Google+ nie widać podpisów pod zdjęciami): https://picasaweb.google.com/100950622069697054855/2013052425Podroz?noredirect=1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz