Być
w Rzymie i nie widzieć papieża…
Tak
samo jak być w Chinach i nie zobaczyć pandy (tak przy okazji to dowiedziałem
się, że istnieje też powiedzenie „Być w Rzymie i nie widzieć Koloseum”, ale to
jakaś nowomoda, widać wymyślona przez ateistów). Do pand trzeba przyjechać
rano, póki się nie schowają przed upałem (normalnie żyją w górach, a tu ktoś
wymyślił ośrodek hodowli na nizinie, i do tego w mieście – choć w sumie ten
ośrodek ma największe sukcesy w rozmnażaniu).
W
sobotę poszedłem spać o 22, bo poprzedniej nocy w samolocie pospałem tylko 3
godziny a w ciągu dnia nie chciałem drzemać, żeby dostosować się do nowej
strefy czasowej, więc obudziłem się o 3 i do 5 byłem na nogach. Więc jak
szedłem spać znowu, to zdecydowałem, że nie wstanę o 6 (bo z dwie godziny
trzeba przeznaczyć na dojazd komunikacją publiczną z mojego zakuprza do pand,
szczególnie jak się jedzie chińskim MPK po raz pierwszy), tylko wstaję o 7:30 i
jadę taksówką. A co, bogaty jestem. Tylko nie przewidziałem, że to z 25 km,
więc, mimo że taksówki dość tanie, to kilometraż się nabije. No i taksówka
zamówiona w hotelu jeździła na stałą 5-gwiazdko-hotelową cenę, dwa razy wyższą
niż podejrzałem na taksometrze.
Pandami
w sumie jestem trochę zawiedziony. Widziałem je już dwa lata temu w Guilin i
jakoś nic nowego. Owszem, były ciekawostki – tam widziałem trzy pandy, z czego
dwie cały czas spały, tu mają z pięćdziesiąt, więc dwóch uprawia zapasy, jeden
żre leżąc rozwalony na plecach, wpychając sobie żarcie obydwiema łapami do
mordy, a resztki lecą mu na brzuch. Na innym wybiegu miś dyszy ze zmęczenia (bo
chyba jeszcze nie upału, jest ledwo 25 stopni).
A
w klatkach, w których trzymają małe z matkami, mogę zobaczyć, że pandy nie
różnią się zbytnio od kotów także w jednym zakresie – przeciskania się przez
wąskie pręty klatki. Widać jest tak zaprojektowana, żeby młode mogły zawsze
przyjść do matki, ale też mogły wrócić do swojej klatki, do której matka nie ma
wstępu. Młode urosły, ale nie chcą odpuścić spacerów i niczym koty przeciskają
się przez dwa razy węższą od nich szparę (akcja właściwa od 0:27).
Można
też za niebotyczną kwotę (chyba z 1000 zł) zrobić sobie zdjęcie z małą pandą na
rękach. Ubierają ci szpitalne wdzianko i cyk, cyk. I potem taka Amerykanka
wychodzi i mówi, że wspaniałe przeżycie, że jak jest posadzili pandę, to jej
się łzy w oczach zakręciły.
Świątynia
Wenshu
Tyle
już widziałem buddyjskich świątyń dwa lata temu w Malezji i Wietnamie, że w
sumie nie robią na mnie wrażenia. Ale za to znów złamałem system, bo wszedłem
do środka bez płacenia biletu. Wchodzę, patrzę na planie, że już jestem w
środku a kasa jest za mną, więc się cofam zobaczyć, gdzie to było, a tu kasy
ani widu ani słychu. To chyba nie było główne wejście i kasują tylko tych, co
wchodzą od strony parkingu. Połaziłem chwilę pomiędzy świątyńkami i ruszyłem
dalej.
Kościół
katolicki
Następnie
w planie było odwiedzić kościół katolicki i zorientować się, czy nie ma jakieś
mszy, w końcu jest niedziela. Kościół znajduje się pod numerem 9 na Ping’an
Alley (四川成都青羊区平安巷9号, dokładnie
tu: 30.666361,104.059619). Na miejscu kościół okazał się być ogrodzony, a za
ogrodzeniem trwał remont. Internet twierdzi, że msza jest w soboty o 16, więc
może w sobotę plac budowy był otwarty – ale teraz praca wre.
Oficjalnie
Kościół Katolicki w Chinach nie uznaje władzy papieskiej, czyli jest schizmatyckim
kościołem narodowym, ale interesując się tematem wyczytałem, że prawdopodobnie
około 70% duchownych chińskich w tajemnicy podporządkowało się papieżowi i
uzyskało święcenia z rąk biskupów zatwierdzonych przez papieża. Także sami
biskupi czekają z intronizacją na aprobatę Kurii Rzymskiej.
Papież
mianując kardynałów, może mianować kardynała „In pectore”, co znaczy „w sercu”
– bez ujawniania jego nazwiska, na przykład aby ochronić go przed represjami.
Jan Paweł II mianował w ten sposób czterech kardynałów, z czego trzech po paru
latach ujawnił, a nazwisko czwartego wziął ze sobą do grobu. Spekuluje się, że
był to właśnie któryś z biskupów oficjalnego Kościoła chińskiego. A rok temu
świeżo wybrany biskup Szanghaju ogłosił, że opuszcza Kościół państwowy i uznaje
władzę papieża. Na razie siedzi w areszcie domowym, a państwowy Kościół go
usunął ze swoich szeregów.
Tak
więc generalnie można założyć, że warto iść do oficjalnego chińskiego kościoła,
bo prawdopodobnie będzie to kościół rzymskokatolicki, tyle że w podziemiu.
Muzeum
Mao i centrum
Następnie
postanowiłem zajrzeć do prywatnego Muzeum Mao (Wang Anting Xiaoxiao
Zhanlanguan), opisanego w moim przewodniku Pascala jako dość ekscentryczny
zbiór pamiątek zebranych przez kolekcjonera, któremu Mao ukazał się we śnie i
polecił zaprezentować kolekcję światu. Miałem bardzo dobrze przygotowany opis,
jak trafić, łącznie z adresem (Wufu Jie 23), ale jak wszedłem na tę ulicę (ze
wsparciem GPS-a), to się okazało, że budynku pod 23 nie ma. Jest 21, potem przecznica
i od razu 25. Gdy tak chwilę stałem w przecznicy i się zastanawiałem, który z
łażących Chińczyków jest na tyle inteligentny, że jak mu wydukam nazwę muzeum,
to zrozumie i się domyśli, że chcę tam pójść, zagadnęła mnie po angielsku młoda
Chinka, jak może mi pomóc – w końcu wyglądałem na dość zagubionego stojąc na
bocznej uliczce i rozglądając się naokoło. Na początku myślała, że chodzi mi o
pomnik Mao na głównym placu, ale jak zaczęła mi opisywać drogę, to już
wiedziałem, że mnie nie zrozumiała. Ale jak wydukałem pełną nazwę muzeum, to
jej się zapaliła lampka i poprowadziła mnie z powrotem na ulicę Wufu Jie, po
czym w sklepie pod numerem 22 coś zapytała i wróciła z wyjaśnieniem, że muzeum
już nie ma, bo właściciel umarł. A muzeum było między numerami 22 i 24 – co
wcale, drogi autorze przewodnika, nie znaczy, że pod numerem 23 – bo numery
nieparzyste są po przeciwnej stronie ulicy i do tego 21 i 25 są sporo dalej.
A
samo centrum nieciekawe. Nowoczesne wieżowce, pomnik Mao, pełno policji i zagrodzony
cały centralny plac –obawiają się demonstracji, bo kilka dni temu były
zamieszki z ofiarami śmiertelnymi w Kaszgarze, w muzułmańskim Ujgurskim
Regionie Autonomicznym. Na stacji metra udało mi się kupić kartę autobusową,
mimo że nikt tam nie mówił po angielsku. Wystarczyło, że na angielskim
wikitravel (http://wikitravel.org/en/Chengdu)
było napisane, jak ta karta się nazywa chińskimi znakami (公交卡), i że ma kosztować 20
juanów. Pokazałem to w jednym okienku sprzedającym bilety, pani pokazała mi
inne, w tym drugim też pokazałem, pan mi napisał na kartce 20+10=30, więc się
domyśliłem, że 10 to doładowanie, zapłaciłem i gotowe. Karta działa. Na stacji
metra można doładować w automacie, który już ma menu po angielsku. Zresztą
wikitravel to skarbnica wiedzy, opisane też jest, jak używać ditu.baidu.com,
które jest odpowiednikiem naszego jakdojade.pl.
Potem
w sumie chciałem pójść do muzeum Jinsha (wykopki archeologiczne sprzed 3000
lat), ale zapomniałem wcześniej sprawdzić, gdzie to dokładnie jest, więc
postanowiłem zobaczyć jeszcze jedną sławną świątynię buddyjską. Po drodze
zajrzałem do Parku Ludowego zobaczyć, jak odpoczywają Chińczycy, gdy mają
wolne. Odpoczywają w hałasie – na każdym rogu jakaś muzyka, zespoły tańczą,
śpiewają, gdzieś obok trwa karaoke, są kursy tańca na świeżym powietrzu, a sami
ludzie dokładają jeszcze swoje, nosząc z sobą przenośne radyjka. Ale za to
poznałem odrobinę historii – otóż rewolucja w 1911 roku zaczęła się od Syczuanu
– od powstania Towarzystwa Obrony Kolei, które broniło miejscowej kolei przed
nacjonalizacją.
Potem
udałem się do świątyni Wuhou, ale w ogóle mnie nie zachwyciła. Widziałem ich
już tyle a z drugiej strony nie są to najwybitniejsze dzieła sztuki, tylko po
prostu jedyne, jakie przetrwały Rewolucję Kulturalną. Myślę, że trzeba sobie
dać dość z zabytkami w Chinach i przejść na cuda przyrody. W kolejny weekend
jadę w góry.
Dzielnica tybetańska
Zaraz
obok jest dzielnica tybetańska, więc się tam udałem, ale to obraz nędzy i
rozpaczy – typowe sklepy i knajpki w przeciętnych chińskich blokach, tyle, że
sprzedają młynki modlitewne i stroje ludowe. Czym prędzej opuściłem tamten
rejon i udałem się w kierunku hotelu, szczególnie że zbliżał się wieczór, a ja
musiałem przewidzieć 1,5 godziny na powrót komunikacją miejską. Na taksówkę
mnie już nie stać.
Ceny:
Taksówka
Pixian-Ośrodek Hodowli Pandy – 150 juanów
Bilet
do Ośrodka Hodowli Pandy Wielkiej w Chengdu: 58 juanów
Bilet
autobusowy jednoprzejazdowy (autobus klimatyzowany, czyli większość, w tym
wszystkie w centrum) – 2 juany gotówką / 1,8 juana kartą autobusową
Bilet
autobusowy jednoprzejazdowy (stary autobus nieklimatyzowany) – 1 juan gotówką /
0,9 juana kartą autobusową
Świątynia
Wenshu – podobno 5 juanów
Kaucja
za kartę autobusową: 20 juanów, minimalne doładowanie: 10 juanów
Świątynia
Wuhou – 60 juanów
Mc(hina)Zestaw
w chińskiej kopii McDonalda – 27 juanów.
1
juan to 53 grosze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz