środa, 26 czerwca 2013

Język chiński

Język chiński atakuje mnie tu na każdym kroku, więc po nieśmiałych próbach oporu uległem mu i zacząłem się uczyć. Nie jakoś specjalnie, ale po prostu znaki same zapadają w pamięć, jak się je widzi po raz kolejny. Więc jak zaczynam rozpoznawać jakiś znaczek, to sprawdzam jego znaczenie i wymowę i zapisuję na kartce. Mam tam już jakieś sto słówek (co nie znaczy, że sto słówek znam, bo nie dla wszystkich zapamiętałem pismo i wymowę, ale jak jadę autobusem, to sobie przeglądam).

Podstawowy problem z chińskim jest taki, że nie wystarczy, tak jak w innych językach, nauczyć się połączenia słowo-znaczenie, ale trzeba się nauczyć trzech połączeń: litera-wymowa, litera-znaczenie i wymowa-znaczenie (znaczy wystarczy dwóch, bo wtedy trzecie wychodzi samo). Najwięcej znam połączeń litera-znaczenie, bo się naoglądałem dwujęzycznych napisów, więc mi utkwiło, że np. 拉 to "ciągnąć" a 路 to "ulica", ale nadal nie pamiętam, jak się je wymawia. Sporo słów znam też już w całości, ale są też takie, których znam tylko połączenie wymowa-znaczenie, np. [ni hao] to "dzień dobry!" ale nie wiem jak to zapisać albo tylko połączenie znaczek-wymowa - z nazw miast, np. 成 wymawia się [czeng], bo to pierwszy znak z nazwy Chengdu. I nie znam znaczenia nie dlatego, że tak jak u nas istnieją nazwy, które nic nie znaczą - bo, co ciekawe, każda nazwa własna coś znaczy, bo przecież inaczej nie byłoby znaczków do jej zapisania. Tak więc Pekin to "Północne Miasto", Szanghaj to "Górny Ocean", Mao Zedong to "Włosy Wschodni Staw" a znana turystyczna atrakcja Guilin to "Las Cynamonowy".
Najwięcej uczę się na dwujęzycznych znakach, ale najlepsza nauka jest w metrze - mam nad drzwiami nazwy stacji po chińsku, pod spodem tłumaczenie angielskie (np. Park Ludowy albo Północny Dworzec Kolejowy) a przy dojeździe do stacji lektorka podaje wymowę chińskich znaczków. Regularnie (to znaczy zaczynając od słownika) to w sumie nauczyłem się tylko cyfr.

Zastanawia was pewnie, jak sprawdzam znaczenie znaczków. Znalazłem taką stronę http://www.yellowbridge.com/chinese/chinese-dictionary.php, która ma funkcję rozpoznawania pisma - klikasz w ikonkę pędzelka i rysujesz myszką znaczek. Strona ma jedną wadę - rozpoznaje nie obraz, tylko kolejność i kierunek maźnięć pędzlem, więc jak się maluje niezgodnie z zasadami kaligrafii, to nie potrafi rozpoznać. Ale podstawowe zasady są dość proste, więc się ich nauczyłem z Wikipedii (http://en.wikipedia.org/wiki/Stroke_order). Oczywiście są szczegóły i wyjatki, ale po prostu można parę razy próbować, rysując kreski w różnej kolejności. A jak kilkukrotnie rysowanie nie pomaga, to sięgam po smartfona, na którym mam zainstalowane Google Translate, które pozwala mi rysować palcem po ekranie i rozpoznaje rzeczywisty obraz. Tylko że samo tłumaczenie jest ubogie, więc aby poznać dokładne znaczenie słowa, to na smartfonie tłumaczę znaczek na pinyin a potem pinyin wpisuję do yellowbridge.
Co to jest pinyin zapytacie? To próba wprowadzenia ludzkiego pisma w Chinach. Niestety władza komunistyczna nie miała takiej siły przebicia jak Atatürk w Turcji (który nakazał Turkom używać alfabetu łacińskiego zamiast arabskiego), więc Chińczycy nadal piszą po swojemu, a pinyinu używają tylko do pomocy w nauce alfabetu i do transkrypcji nazw chińskich w alfabecie łacińskim. Pinyin w większości pokrywa się z wymową angielską, ale jest parę poważnych wyjątków.

Ile jest chińskich znaków? W czcionkach komputerowych jest zdefiniowane koło pięćdziesięciu tysięcy, ale w użyciu jest tylko około sześć tysięcy - tyle znają wykształceni Chińczycy i tyle zazwyczaj pojawia się w słownikach. Czy to oznacza, że trzeba nauczyć się sześciu tysięcy kompletnie niezrozumiałych bohomazów? Nie, tak naprawdę rzeczywistych figur jest mniej i do tego niektóre są intuicyjne. Np. 一 to "jeden", 二 to "dwa" a 人to "człowiek". Pamiętacie z wpisu o Emei Shan, jak jest "góra"? Niby trójząb ale w sumie z górą się może kojarzyć.
Do tego sporo znaczków to tak naprawdę złożenie dwóch innych. Zazwyczaj pierwszy ma sugerować znaczenie słowa a drugi jego przybliżoną wymowę, np. 火 oznacza "ogień", 山 wymawia się [szan], więc 灿 oznacza "błyszczący, jasny" i wymawia się [tsan]. Ale niezbadane są ścieżki chińskich umysłów, co im się kojarzy ze znaczeniem i co się podobnie wymawia, no i są wyjątki, np. 木 [mu] to "drzewo" a 林 [lin] to po prostu "las". Znaczki można też łączyć dalej, np.禁 [dzjin] to "zakazywać", bo 示 to "pokazać" a wymowa jest podobna do [lin].
Większość znaczków jest już tak nadziubdziana, że ja nie wiem jak Chińczycy to czytają - o ile jeszcze na reklamach znaki są duże, to np. napisy w telewizji są tak małe, że takie znaczki wielokrotnie złożone to wg mnie są kompletnie nieczytelne.
Zapytacie po co napisy po chińsku w chińskiej telewizji? No cóż, jak się ma ponad miliard mieszkańców to nie ma bola, żeby nie powstały dialekty. Koledzy z pracy powiedzieli mi, że np. dialekt kantoński jest dla nich kompletnie niezrozumiały a pekiński rozumieją, ale z trudem, jak ktoś mówi wolno i wyraźnie. Ale jest na to lekarstwo, o czym przekonałem się na własnej skórze dwa lata temu. Przeciętny chiński taksówkarz w turystycznym miejscu jest przyzwyczajony do tego, że czasem pojawia się człowiek z innej części Chin, który nie rozumie, jak się do niego mówi. Ale przecież wszyscy ludzie w jego świecie używają tego samego pisma, więc jak się nie da dogadać, to się wyjmuje kartkę i zaczyna pisać. No i tu była konsternacja, bo ten biały tym bardziej nie rozumiał, co się do niego pisze...

Profesor Tadeusiewicz zapytany kiedyś, jakim językiem będziemy się porozumiewali na świecie za 50 lat, czy będzie to chiński czy angielski, odpowiedział, że raczej będziemy się porozumiewali systemem symboli wspólnym dla wszystkich ludzi. Zaobserwowałem to już dwa lata temu na znakach drogowych w Hongkongu (skąd pochodzi powyższe zdjęcie) - symbol samolotu zamiast słowa "lotnisko", symbol Myszki Miki zamiast słowa "Disneyland", symbol tunelu zamiast słowa "tunel".
Teraz widzę, że język chiński to właśnie takie zastosowanie tego pomysłu na skalę Państwa Środka - jedno pismo, wiele sposobów wymowy. W sumie i tak coraz więcej komunikujemy się SMS-ami i e-mailami niż do siebie mówimy, więc ważniejsze jest, żeby pismo było wspólne...

Kiedyś słyszałem, że w chińskim jeden znak to jedno słowo, ale z kolei w innym miejscu słyszałem, że alfabet chiński jest sylabiczny, to znaczy jeden znak to jedna sylaba. Pozorną sprzeczność zrozumiałem to dopiero tutaj - jeden znak to jedno słowo, tylko że każde słowo składa się z jednej sylaby.
No dobra, kresek możemy sobie pokreślić na kartce ile wlezie, ale przecież każde słowo musimy wymówić, a do tego chińskie krtanie nie są w stanie wydobyć z siebie tak prostych sylab jak "grze", "gorz" nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych, jak "chrząszcz". Wprawdzie Chińczycy oszukują przeznaczenie wymawiając samogłoski na wiele sposobów (tzw. tony), ale i tak gdzieś jest koniec. Co wtedy można zrobić?
Słowo, w sensie pojęcia znaczeniowego, może się składać z dwóch słów. I tak np. pociąg to 火车 [hłocze], czyli "ognisty pojazd" (火 [hło] - "ogień", 车 [cze] - "pojazd"). A Chiny to 中国 [dżongło], czyli... "Państwo Środka" (中 [dżon] - "środek", 国 [gło] - "państwo").
Czasem kombinacje są ciekawe, np. "uniwersytet" (大学) to "wielka nauka". Znany polsko-angielski pisarz Joseph Conrad Korzeniowski zyskał sławę nie tylko dlatego, że pięknie opisał rozterki lorda Jima, ale pisząc po angielsku wtrącał bezpośrednie tłumaczenia z języka polskiego (dziś powiedzielibyśmy - komputerowe), czym powodował, że jego angielszczyzna była wyjątkowa. My się przyzwyczailiśmy do naszych słów i już dawno przestaliśmy zwracać uwagę na znaczenia ich pierwotnych składowych (np. "hulaj" "noga") i właśnie taki pisarz z zewnątrz może nas ubogacić. Więc jeśli ktoś pisze książki czy wiersze, to może szukać natchnienia w chińskich słowach - czyż nie piękniej, gdy zamiast "Uniwersytet otwarł swe podwoje" przeczytamy "Wielka Nauka otwarła swe podwoje". Nie jest przypadkiem, że wielu wybitnych artystów pochodzi z pogranicza kultur (emigranci, rodziny mieszane, Zaolzie) - wtrącanie elementów jednej kultury wzbudza zachwyt w drugiej, bo miejscowi artyści potrafią tylko interpretować po raz pięćsetny znane ze swojej kultury elementy.
Takie kombinacje dwóch znaków mają też swoje wady - utrudniają automatyczne tłumaczenie. Weźmy zdjęcie powyżej, napis po chińsku znaczy mniej więcej "Proszę nie rzucać przedmiotów na dół". Ale słowo "rzucać" (抛) w połączeniu ze słowem "przedmiot" (物) tworzy nowe słowo "paraboliczny" (抛物) i się automatyczny tłumacz wywrócił :-)

Tym bardziej, że w chińskim nie zaobserwowałem gramatyki - żadnych odmian, przedrostów czy przyrostków. Układasz słowa jedno po drugim i tyle, masz zdanie. Chcesz użyć czasu przeszłego? Dodaj słowo-klucz typu "wczoraj". Na przykład powyższy napis to po prostu "prosić" "nie" "w kierunku" "dół" "rzucać" "przedmiot".

Pytacie, jak cyfry? Zazwyczaj używają naszych. Mają też swoje, ale pojawiają się z rzadka. Np. na biletach z taksówki nie mam cyfr arabskich. Biletach z taksówki? Tak, tu czasem na konkretne trasy jest "cennik", np. lotnisko-centrum ma stałą cenę niezależnie od kilometraża. Albo hotel uzgadnia z taksówkarzami stałe ceny na trasy hotel-muzeum. I wtedy dostaje się "bilet", odpowiadający zapłaconej kwocie.
Ale Chińczycy nie byliby sobą, gdyby czegoś nie namieszali. Otóż najprostsza czynność, jaką jest pokazanie cyfry na palcach, znacznie utrudnili (oni twierdzą, że ułatwili, bo aż do dziesięciu można pokazać jedną ręką). Do pięciu jest jeszcze w miarę intuicyjnie, choć trzeba uważać, które palce się wystawia. Pamiętacie jak w "Bękartach Wojny" szpieg się zdradził, pokazując na palcach, że chce zamówić trzy piwa? Wystawił nie te palce, które zazwyczaj by wystawił Niemiec (kciuk, wskazujący i środkowy), tylko te palce, które zazwyczaj wystawia Anglik jak pomyśli o trójce (wskazujący, środkowy i serdeczny). Tu jest podobnie, jeśli na pytanie o cenę zobaczymy kciuk i palec wskazujący, to znaczy że cena wynosi osiem. Dwa byłoby, jakbyśmy pokazali wskazujący i środkowy.
No i jeszcze dochodzi problem z 7 i 10. Dla dziesiątki coraz częściej zamiast pięści pokazuje się skrzyżowane palce obu rak. Może pod wpływem kultury zachodniej uznali, że pięść wygląda jak groźba i wolą pokazać podobnie do tego, jak się pisze (十)? A z siódemką to chyba sami Chińczycy nie wiedzą, bo jak zapytałem kolegów w pracy, to się sami pokłócili (mimo że na co dzień używają pozostałych gestów - rozmowa właśnie zaczęła się od tego, że kolega pokazał 6 jak słuchawkę). Na rysunkach powyżej są trzy warianty, a kolega jeszcze pokazywał mi czwarty.

I na koniec jeszcze jedna sprawa. Co to jest chiński uproszczony a co to jest chiński tradycyjny?
Chodzi o pismo. Komuniści wprawdzie nie wprowadzili alfabetu łacińskiego, ale uprościli istniejący alfabet. Zredukowali liczbę znaków, zmniejszyli ilość kresek w znakach i generalnie namieszali, bo po zmianach niektóre słowa miałyby identyczny znak, więc zmienili je na zupełnie inne. Około połowy znaków pozostawili niezmienionych. Celem było ułatwienie pisania i walka z analfabetyzmem.
Tradycyjne pismo jest nadal używane na Tajwanie, w Hongkongu i w Makau (chyba w ramach podkreślania niezależności i nieuznawania wymysłów komunistów). Spotyka się je też na zabytkach. Tradycyjne pismo jest także uznawane za "wykwintne", więc czasem używane jest w sztuce czy na szyldach eleganckich firm.

Niestety utrudnia to trochę uczenie, bo znaki zatraciły swój pierwotny kształt, który wyewoluował z pisma obrazkowego, np. "koń" w tradycyjnym piśmie to 馬 a w uproszczonym to 马, tak więc utracił swoje cztery nogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz