wtorek, 25 czerwca 2013

Le ja ogląda le Buddę w Le Shan


Wydawało się człowiekowi, że wcześnie wstał. W sumie wstałem wcześnie, bo o szóstej, czyli dwie godziny wcześniej niż zazwyczaj do pracy. Znaczy budzik był na szóstą, bo zebrałem się z łóżka później :-) Potem trza się ubrać, dopakować. Potem hotelowe śniadanie, wydają od siódmej a trzeba korzystać, bo za darmo, szwedzki stół, można się najeść na cały dzień. No i jedzenie przyjazne - dania się powtarzają więc już wiem, które jest ostre a które się da zjeść. No i w sumie wyszedłem z hotelu dopiero za dziesięć ósma. Potem trzeba dojść do metra, poczekać, dojechać do centrum, zmienić linię, potem ze stacji podejść na dworzec autobusowy. Na autobus, który odjeżdża "za 10 minut" nie ma już biletów, na ten "za 30 minut" też nie, są na ten "za 40 minut". Tak więc dopiero o 9:30 ruszam autobusem w drogę. Ten "za 30" jechał prosto pod Buddę, mój zatrzymuje się na dworcu. Z dworca trzeba wziąć autobus, najgorszy trup w całym mieście, który do tego robi pętlę(!) po górzystym centrum miasta zbierając pasażerów i rzężąc na każdym podjeździe. Średnia prędkość wg GPS-a to 7 km/h. U nas na trasę, którą jeżdżą turyści rzuciliby najlepszy tabor (zastaw się a postaw się) a tu widać chcą ich wystraszyć, żeby wzięli taksówki i wspomogli lokalny biznes. No i tym sposobem dotarłem na miejsce dopiero w południe. Bez sensu jest takie podróżowanie rano, nieważne jak wcześnie by człowiek wstał to i tak pół dnia zmarnowane. Zdecydowanie lepiej jest podróżować wieczorami i mieć cały następny dzień na zwiedzanie.


Leshan (albo Le Shan) (乐山, [leszan]) znane jest z jednego - z 70-metrowego posągu Buddy. Staruszek ma 1200 lat i się jak na ten wiek nieźle trzyma. Dobrze że podczas Rewolucji Kulturalnej Chińczycy nie zrobili z nim tego, co talibowie ze swoimi posągami w Afganistanie (wysadzili je w 2001 roku). Budda jakoś wielkiego wrażenia nie robi, być może dlatego, że żeby się do niego dostać, trzeba swoje odcierpieć.
Ponieważ perspektywa lilipucia nie jest najlepsza, najlepiej oglądać go ze schodków, które pną się wzdłuż jednej ze ścian, schodki są też jedyną drogą wejściową. Schodki są wąskie i strome co powoduje, że każde zatrzymanie na zdjęcie czy po prostu wolny marsz powoduje korki. Około godziny zajęło mi od stanięcia na końcu kolejki na górze do zejścia na dół, z czego tylko ostatnie 10 minut było z widokami na Buddę.

Oprócz tego na terenie kompleksu jest kilka świątyń. Na początku sobie pomyślałem: "O nie, znowu świątynie" ale się mile zaskoczyłem. Wreszcie świątynie wyglądały tak jak powinny - staro. Przestały być tak cukierkowo odpicowane pod turystów - po prostu wyglądają naturalnie. W okolicy nawet przyuważyłem kilka domów mieszkalnych, które wyglądały staro.


No i w sumie miło było się przespacerować po terenie parku, zaglądając do nietypowych atrakcji takich jak grobowce wykute w skale czy wioska rybacka (z żywymi żółwikami pływającymi w misce w oczekiwaniu na zjedzenie).
No i w sumie już czas na mnie, bo przewodniki postraszyły mnie, że o 17:10/17:30 odjeżdża ostatni autobus do Chengdu, więc po czterech godzinach zwiedzania zacząłem się zwijać do wyjścia co nie oszczędziło mi nerwów, bo autobus MPK jechał na dworzec 40 minut (mimo że miał do przebycia ledwie pięć kilometrów najkrótszą trasą). A na dworcu się okazało, że ostatni autobus odjeżdża o 19:00. Ale za to byłem wcześniej w Chengdu, więc się jeszcze zdążyłem wypuścić na miasto wieczorem, ale to innym razem.

Ceny:
Bilet Chengdu-Leshan - 47 juanów
Bilet wstępu - 90 juanów

(jakby ktoś zapomniał to 1 juan = 50 gr)

Więcej zdjęć: https://picasaweb.google.com/100950622069697054855/20130623LeShan?noredirect=1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz